sobota, 20 września 2014

She's a monster

Dobra, mecz meczem, ale czas coś napisać! :)

  Czarne oczy Cedrica obserwowały czujnie leżąco nieruchomo postać. Fałdy kołdry nie pozwalały mu dostrzec twarzy dziewczyny, ale wiedział, że tam jest. Widział jak oddycha i czuł jej silny zapach. Zapach dziwactwa i wynaturzenia. Spędził w tym domu 5 lat, zanim pojawiła się Ona. Dokładnie pamiętał chwilę, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Stary, dobry Peter McDonald, który czekał na dziecko przez 15 lat, wreszcie stał się świadkiem cudu narodzin własnego potomka. Ale Tego czegoś nie można było nazwać cudem. Peter i jego żona Betty, tak bardzo szczęśliwi, że w ich domu wreszcie pojawi się upragnione dziecko, nie dopuszczali do siebie żadnej negatywnej myśli. Do czasu narodzin... Poród był ciężki i bolesny. Gorszy niż którakolwiek kobieta na świecie mogłaby sobie wyobrazić. Wkrótce miało się okazać co było przyczyną tak okropnego cierpienia Betty, która nigdy nie przyczyniła się do bólu innego człowieka i którą wszyscy tak bardzo kochali.
  Postać, leżąca na łóżku poruszyła się, ale wciąż leżała plecami do Cedrica, który schował się pod biurkiem, nie chcąc, aby go zauważono. Odetchnął uspokojony, bo nie miał najmniejszej ochoty potrzeć na Coś, co zamieniło jego życie w koszmar. Za oknami słychać było dźwięki przejeżdżających od czasu do czasu samochodów i ciężarówek, zmierzających do fabryki, znajdującej się kilka kilometrów od jego rodzinnego domu. Cedrica zawsze ciekawił fakt, dlaczego nocą samochodów jest więcej, niż za dnia. Rzadko się zdarzało, żeby przejeżdżało tamtędy więcej niż 3 samochody dziennie. Nocą liczba ta drastycznie wzrastała do nawet 10 samochodów w ciągu niecałych 2 godzin. Cedric nigdy nie był w fabryce, ale nie miał też najmniejszej wątpliwości co to tego, gdzie kierują się wszystkie te samochody. Ich dom stał na środku wielkiego pola, rozciągającego się na ogromną skalę, tak, że w dali nie było widać nic, prócz złotej barwy wysuszonej trawy. Do najbliższego miasta, Chihuahua mieli 2 godziny drogi, a jedynym budynkiem znajdującym się najbliżej była właśnie fabryka. Nie miał pojęcia czemu miała służyć, ale dobrze wiedział, że nie jest to zwyczajne miejsce. 

  Do pokoju weszła rozespana Betty. Zatrzymała się przy łóżku i przez parę chwil patrzyła na swoje dziecko, jakby nie dowierzając, że się tam znajduje. Na jej widok, w oku Cedrica zakręciła się niechciana łza. Pamiętał tą małą uśmiechniętą Betty, która nieraz siadywała na kolanach swojego roześmianego ojca i dokładnie pamiętał jaka była wtedy szczęśliwa. Ta Betty, którą widział teraz nie była szczęśliwa. Zamartwiała się, bo jej córka, jak zwykła nazywać To niezwykłe zjawisko, miała problemy w szkole. Nie ze stopniami. O nie. Mała Kim (Cedric znienawidził to imię tak prędko, jak znienawidził samo dziecko) była najlepszą uczennicą w szkole, z licznymi sukcesami i wygranymi konkursami na koncie, jednakże była postrzegana za dziwadło, czemu Cedric wcale się nie dziwił. Betty zadręczała się tą sytuacją, bo bardzo kochała córkę, czego on sam nigdy nie mógł zrozumieć. Kobieta złożyła pocałunek na czole córki, a potem drugi, na czole jej siostry bliźniaczki... 

2 komentarze:

  1. Wowowow, normalnie czuję się, jakbym czytała Cobena. Kontynuuj, kontynuuj! (jeszcze nie do końca łapię się, kiedy i gdzie to się dzieje)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zainteresowało mnie to, i to bardzo :D
    Ciekawe kim jest Kim i jej siostra ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń